Będąc nad morzem obowiązkowym jest wypłynięcie statkiem w morze. Każdy chce poczuć morską bryzę i wiatr we włosach. Wybór statków jest olbrzymi. Piracki, Drakker Wikingów, zwykły wycieczkowiec,historyczny żaglowiec lub torpedowiec marynarki wojennej. My wybraliśmy Santa Marię. Krótka opowieść o Kolumbie,który na takim statku płynął przez ocean by odkryć Amerykę i Nianio zapałał chęcią przeżycia morskiej przygody. Po trapie weszliśmy na pokład statku i moje dziecię swe pierwsze kroki skierowało na dziób gdzie najbardziej buja. Bałtyk tego dnia do spokojnych nie należał i fale były wysokie.
Bujało niemiłosiernie.
Szczerze miałam dość a Młody pobladł na twarzy.
Zeszliśmy więc na środkowy pokład i rozkoszowaliśmy się wycieczką.
Nianio był dzielny i nawet starał się uśmiechać 😉 Morska wyprawa bardzo mu się podobała. Obserwował inne statki na pełnym morzu oraz gdy wpłynęliśmy spowrotem do portu naprawiane statki w stoczni. Starałam się opowiadać mu co znajduje się na pokładzie,czym zdjmują się marynarze i rybacy. To odwróciło trochę jego uwagę od dużych fal, które omal nie zalewały pokładu. Po dobiciu do brzegu widziałam ulgę w oczach mojego dziecka. Gdy poczuł stały ląd pod stopami wrócił mu animusz i chęć do zwiedzania. Warto wybrać się na morską wycieczkę statkiem ale zdecydowanie nie w dzień gdy są wysokie fale lepiej zaoszczędzić sobie stresu. Widziałam na statku maluchy w podobnym wieku co mój syn i dla wielu ta wycieczka okazała się traumatycznym przeżyciem a we wspomnieniach pamiętać będą strach. Nianio nie płakał i starał się nie okazywać strachu ale wiem,że jednak trochę się bał i drugi raz nie mam zamiaru wypływać na pełne morze gdy są wysokie fale.
Ajjj jaki On piękny – powtarzam się 🙂
:)))