Skipper, Kowalski, Rico oraz Szeregowy to imiona znane praktycznie wszystkim. To oni skradli plan pierwszy kolegom z animacji “Madagaskar”. Wyraziści, nietuzinkowi i niesamowicie zabawni. Szybko stali się ulubieńcami a tym samym głównymi bohaterami serialu. Dzieci ale też i ich rodzice uwielbiaję te cztery pingwiny za bezkompromisowość, cięte żarty i elokwencję. Nikogo nie zdziwiła więc decyzja studia DreamWorks by przenieść perypetie boharerów na duży ekran. Jednak półtoragodzinna produkcja to nie to samo co 20-minutowe epizody. Czy twórcom udało się zachować humor i szybką akcję serialu? A może animacja podzieliła losy innych nieudanych ekranizacji? Po odpowiedź zapraszam do lektury poniższej recenzji.
Akcja zaczyna się w miejscu skąd pochodzą pingwiny. Antarktyda, zimna kraina skuta lodem. Tu poznajemy trzy młode pingwiny. Tak, nie mylicie się trzy. Skipper, Kowalski i Rico postanawiają wyłamać się z odwiecznego kręgu natury. Wbrew utartym schematom wszczynają bunt. Ratują z opresji pewne jajo. Tak oto do zespołu dołączył uroczy Szeregowy. Nasi bohaterowie natomiast trafiają do zoo w Nowym Jorku. Stają się bardzo popularne. Akcja biegnie do przodu o kilka ładnych lat. Na ekranie widzimy jak nasze urocze nieloty postanawiają opuścić ekipę cyrkową z “Madagaskar 3”. Dodatkowo dowiadujemy się, że Szeregowy ma urodziny. Ekipa postanawia podarować mu szczególny prezent. Postanawiają włamać się do fortu Knox, gdyż tam znajdują się ostatnie nie skażone konserwantami chrupki serowe.
Ten miły gest ze strony pingwinów dla ich najmłodszego przyjaciela doprowadzi do serii nieoczekiwanych zdarzeń. W trakcie świętowania zespół zostaje porwany przez Dave’a, złowrogą ośmiornicę. Niegdyś główna atrakcja zoo, później zastąpiony przez pingwiny, których z tego powodu nienawidzi. W związku z czym planuje okrutną zemstę. Okazuje się, że nie tylko tytułowe pingwiny chcą ratować świat. Podobną misję wyznaczyła sobie organizacja Północny Wiatr. Pytanie, czyje metody okażą się skuteczniejsze – hipernowoczesne rozwiązania technologiczne Północnego Wiatru czy improwizacyjne działania oddziału Skippera?
Scenariusz to solidna robota. Studio DremWorks wie co widzowie lubią najbardziej. Kreują nieloty na największe słodziaki na świecie, a dramatyzm fabuły budują na fakcie, że wkrótce te słodkie stworzonka mogą stać się ofiarą szalonej ośmiornicy z władczymi zapędami. Zaspokojeni będą i najmłodsi oraz ich rodzice. Żarty językowe oraz spektakularne upadki i gagi dodają całości smaczku. Jednak wartka akcja i potok słów jaki wydobywa się z dzioba Skippera mogą doprowadzić do zadyszki. Duża dawka humoru i ciągła ekscytacja doprowadziła do tego, że PT poprostu zasnął. Jak sam stwierdził:” Potok słów go zalał i musiał się wyłączyć”. Nie oszukujmy się 20 minutowy odcinek z fajnymi żartami to nie to samo co pełnometrażowy film. Potok słów faktycznie zaczyna się zlewać i słychać szum. A szkoda bo łamańce językowe w wykonaniu Skippera są warte salw śmiechu. Natomiast Nianio bawił się świetnie. Szybka akcja wcale mu nie przeszkadzała a zabawne gagi wywoływały uśmiech na buzi.
Pomimo ogromnej dozy humoru film posiada też przekaz. Twórcy poruszają problem dorastania. Podejmowania odpowiedzialnych decyzji, czego przykładem jest Szeregowy, który przez większość filmu próbuje udowodnić swoją wartość oraz zyskać w ich oczach uznanie. Warto też przyjrzeć się bliżej Dave’owi, który nie jest klasycznym czarnym charakterem. Jego pragnienie zemsty wzięło się z braku uwagi ze strony otaczających go osób. Został potraktowany jak zabawka, gdy w zoo pojawiły się słodkie pingwiny. W historii Dave’a mamy pokazany przykład, iż w obecnych czasach miarą popularności jest ładny wygląd a nie wartości jakie sobą dana osoba przedstawia. Animacja ma wiele przesłań. Najmłodsi dowiedzą się, że starania by powściągnąć własne ambicje i spojrzeć oczami innych może ukazać nam całkiem nowe rozwiązania.
“Pingwiny z Madagaskaru” nie zawodzą także od strony audiowizualnej. Komu podobała się oprawa graficzna “Madagaskaru” nie powinien być rozczarowany. Animacja jest kolorowa, przyjemna dla oka, zaś miejsce akcji zmienia się średnio co piętnaście minut. Humor dopełnia całości. Reasumując. “Pingwiny z Madagaskaru” to przyjemna i relaksująca produkcja, przy której trudno zachować powagę. Zapomnisz o troskach czy kłopotach dnia codziennego. Z uśmiechem na twarzy będziesz śledzić perypetie Skippera, Kowalskiego, Rico i Szeregowego. Jest to dobra propozycja na wspólny rodzinny wypad do kina, pod warunkiem że któryś z rodziców lubi i docenia dowcipy głównych bohaterów. Jestem pewna, że rozbawi zarówno starszych, jak i młodszych kinomanów. Czego chcieć więcej? Polecam!
Lubię takie produkcje, więc z chęcią obejrzę, gdy już będzie dostępny w telewizji.
M.
🙂
Sama z chęcią bym poszła na tę bajkę 🙂 Uwielbiam te pingwiny 🙂
Chyba zrobię wkrótce prezent Bobikowi i pójdziemy się przekonać czy faktycznie warto poświęcić tym pingwiniastym tyle uwagi.
Myślę, że będzie zachwycony Ty pewnie też, choć może być tak jak z naszym PT 🙂