Ciągną, ciągną sanie, góralskie koniki,
Hej, jadą w saniach panny, przy nich janosiki.
Pa pa pa pa pa pa pa ….
Coraz który krzyknie nie wiadomo na co,
Hej, echo odpowiada, bo mu za to płacą.
Kulig nasz mknął Doliną Kościeliską.
Koniom spod kopyt skry szły, pochodnie płonęły i wszędzie słychać było dzwonki sań a raczej bryczek.
To była magiczna nocna przejażdżka. Szalona, jak nazwał ją Nianio. Mknąc tak w orszaku zaprzęgów konnych uczuć było tę góralską magię. Muzyka dopełniała całości. A by było ciepło dorośli pili grzańca a dzieciaki gorącą herbatę.
Gwiazdy mrugały do nas a w dali migały światła Zakopanego.
Oświetlone stoki zapraszały by odwiedzić je następnego dnia. Góralscy woźnice śpwali słynny przebój Skaldów a my mknęliśmy w dal z uśmiechami na buziach. Wiaterek i lekki śnieg muskał nas po twarzach. Jednak każdemu było ciepło,trzeba to przyznać – baranica grzeje lepiej od kocyka. Zersztą sami zerknijcie jak cudowna to była nocna wyprawa. Nadal słyszymy dzwonki i stukot kopyt.
Zapraszam Was na nocny kulig z pochodniami w Tatrach.
Na pewno niezapomniane wrażenia. Jak za górami nie przepadamy, tak do kuligu dałybyśmy się przekonać.